,,Requiem for a Dream…”


Joanna Kalińska 2007-06-11


- Mówiłem Ci mamo, będę kimś. - Bądź sobą synku i kochaj mamę! Bardzo dobry. Na długo zapada w pamięć widzów, podskórnie działa na psychikę wywołując uczucie współczucia i żalu. Pokazuje bardzo wyraźnie ciemną stronę uzależnienia i pogoni za marzeniami. Łamiący schematy. Genialny.

O „Requiem” można by pisać w nieskończoność, ale cokolwiek by się nie powiedziało to i tak będzie za mało. Nigdy nie oddamy w pełni tego, co zobaczymy na ekranie.

„Po obejrzeniu tego filmu nie będziesz tą samą osobą” wydaje mi się, że to zdanie najlepiej obrazuje wielkość filmu ,,Requiem for a dream” Darrena Aronofsky’ego. Oglądałam wiele filmów, ale ten naprawdę daje do myślenia, spoglądamy na pewne kwestie z innej perspektywy.

Film nie jest głównie o nałogach ,,o których się mówi”, pokazuje nam również ,,nałogi naturalne” tj. marzenia, jedzenie i telewizja.

Wielu reżyserów tego typu filmów skupia się wyłącznie na końcowym etapie człowieka upadłego. Tu jest inaczej. Reżyser przedstawił cały proces upadku, od zabawy poprzez kolejne fazy coraz głębszego uzależnienia do totalnego pogrążenia się w odmętach nałogu.

Trzeba przyznać – wyszło mu to kapitalnie. W tym filmie wszystko jest pokazane bardzo realnie i wiernie.

Głównymi postaciami filmu są uzależniona od telewizji Sara Goldfarb (Ellen Burstyn), jej syn Harry (Jared Leto), jego dziewczyna Marion (Jenifer Conelly) oraz ich przyjaciel Tyrone (Marlon Wayans). Jednak to nie oni są głównymi bohaterami, bohaterem jest ich nałóg.

Pierwszy temat filmu to nałóg i przyjaźń, zaś drugi to marzenia. Każdy je ma, dąży do celu, aby się spełniły, ale gdy będziemy tylko żyć to nawet one potrafią nas zniszczyć jak nałóg. Więc nie powinniśmy tłumaczyć angielskiego tytułu, ponieważ ‘dream’ to sen i marzenie, to drugie jest chyba bardziej odpowiednie.

Możemy zaobserwować jak WSPÓLNE marzenia doprowadzają do WSPÓLNEJ klęski. Każdy cierpi, ale przeżywają upadek w samotności. W swoim wnętrzu.

Reżyser stara się pokazać jak destrukcyjny wpływ ma na nas nałóg. Zatracamy człowieczeństwo, gubimy gdzieś naszą osobowość. Nie ma znaczenia, czy to uzależnienie od telewizji czy narkotyków. Każdy nałóg jest zły, ponieważ odbiera nam cząstkę nas samych. Powoli przejmuje kontrole nad naszym życiem.

Film niebezpiecznie wciąga do samego środka toczącego się dramatu, nie ma ani przez chwile złudzeń co do jego powstania. Mamy tu sugestywnie pokazany obraz „przed i po wojnie”, w której nie ma wygranych. Są tylko ruiny, zniszczenia i łzy.

Dodatkowym wręcz świetnym atutem jest muzyka. Clint Mansell i Kronos Quartet stanęli na wysokości zadania. Muzyka nadaje Filmowi odpowiedni nastrój.

Końcowe sceny, gdy wszystkie postacie leżą na łóżkach są naprawdę genialne. Śmierć marzeń? A może ich spełnienie? Może też coś więcej, coś czego nigdy nie będziemy w stanie poczuć i poznać poza nimi.



Korzystałam również z innych recenzji tego filmu.