III. "Wyznania wakacyjne" cz.2


Arleta Dobrowolska 2009-04-15


Weszłam na górę. Udając, że nie mam pojęcia o Magdzie. Zamknęłam drzwi od pokoju i się o nie oparłam. Zsunęłam się po nich. Głośno westchnęłam. Jeszcze tego brakowało. Najpierw dowiedział się, że chciałabym zobaczyć go bez spodni, a potem go pocałowałam nie naprawdę, ale to coś, no nie? Głupia bezmózga dziewucha ze mnie. Ktoś pukał do drzwi.
- Kto tam?
- To ja Madzia.

Odsunęłam się od drzwi i poszłam na łóżko. Widać było po mnie, że żałuję tego co zrobiłam. Magda zamknęła drzwi i oparła się o parapet, o ten głupi parapet. Spojrzałam na nią, ona ma chyba jakiś dar, bo zauważyła, że coś odwaliłam.
- Co zrobiłaś?
- Nic szczególnego. Naprawdę. Ja tylko poszłam po coś i głupio wyszło.
- Wiem, że próbowałaś się przede mną chować za tym chłopakiem. On ma taki sam tatuaż jak ten od kuratora.
Popatrzyłam się w podłogę, postanowiłam jej powiedzieć.
- Bo…bo to on.
- Co?!?!
- Cii. Nie krzycz. To on jest chłopakiem od kuratora. Nie jest satanistą tak jak powiedziałaś, nie jest taki jak go opisują. On jest…
- O Boże. Nie zrobił Ci czegoś? Chciał Cię pocałować, a może coś więcej? Powiedz, że na nic się nie zgadzałaś. Jak mogłaś z nim gadać?
- Uspokój się. Poszłam do nich po książkę, którą wyrzuciłam w złości przez okno, nie wiedziałam, że on tam mieszka. Skąd niby miałabym to wiedzieć. Nie możesz powiedzieć moim rodzicom, że mój sąsiad ma kuratora. Nie możesz.

Chodziła po pokoju. Spojrzałam w okno i go zobaczyłam zakładał koszulkę, a potem kurtkę i wybiegł z pokoju. Chwilę później usłyszałam odgłos silnika. Pojechał.
- Dobrze nie powiem, ale nie radzę ci spotykać się z nim. On może być niebezpieczny, a jak Ci się coś stanie?
- Nie stanie. I jest jeszcze coś. Będę miała korki u niego.
- Super. Sama to wymyśliłaś?
- Nie. Artur z tatą.
- Twój tata dał taki pomysł.
- I pamiętaj ani słowa, że Łukasz ma kuratora.
- Łukasz? Już jesteście po imieniu? Szybko. Jesteś bardzo szybka.
- Na pewno szybsza od Ciebie. To nie ja się nie odzywam kiedy chłopak w którym się kochasz próbuje nawiązać z Tobą kontakt. Mogłabyś do niego zagadać sama, beze mnie. Nie będę ciągle chodzić z Tobą do tego baru, abyś się z nim widywała.
- No wiesz, co? Taka z Ciebie przyjaciółka, ok. Idę sobie stąd, bo nie da się z Tobą gadać jak z normalnym człowiekiem. Pa.
- Nic innego nie potrafisz tylko wychodzisz jak chcę z Tobą pogadać!
Nie odpowiedziała tylko trzasnęła drzwiami. Wkurzyła mnie. Oddychaj głęboko i spokojnie. Może mi przejdzie, ten cały gniew i wszystko jak pogram na gitarze.

Trochę mi przeszło. Czas zejść na dół. Mam ochotę na coś kalorycznego. Cała tabliczka czekolady. Pycha. Czekoladę zjadłam w kuchni, a potem wyszłam na dwór z puszką coli i usiadłam na naszej huśtawce. Siedziałam w cieniu i patrzyłam jak moi bracia wygłupiają się w basenie. Chciałabym znaleźć się teraz w skórze Karolinki. Byłam tak zamyślona, że nie zauważyłam Ani, która usiadła na trawie, dosłownie przede mną.
- Co ty taka zamyślona? Stało się coś?
- Nie…tak…nie. Nie wiem. Słyszałaś co tata wymyślił?
- Aha. Siedziałam na schodach i słuchałam waszej rozmowy. Może ten chłopak nie jest aż tak zły. Przez wakacje nauczyłby Cię hiszpańskiego i rozmawiałabyś z Hiszpanami na wycieczce, bo jakaś ma być.
- Taa. Czemu tata nie słuchać mojego głosu. Wyobrażasz sobie co będzie jak on tu przyjdzie. O co tata będzie go wypytywał.
- Słabo mi na samą myśl, ale nie będzie tak źle…może.
- Właśnie dlatego chcę uniknąć spotkań z nim przy tacie. Na pewno zada pytanie „ Drogi chłopcze czy masz jakieś tatuaże, jeżeli tak to nie próbuj namówić mojej córki aby też sobie zrobiła” a przecież on ma tatuaż i to bardzo fajny. Mam nadzieję, że mama nie będzie go o nic pytać i nie przyjdzie im nic do głowy aby spytać czy ma kuratora, bo jak się przyzna to jestem skończona i on też.
- Pogadam z Arturem aby przekonał tatę, żeby nie zadawał tylu głupich pytań.
- Dzia.
Zostawiła mnie samą. Wyraźnie słyszałam odgłos silnika samochodu, poszłam zobaczyć kto to przyjechał i to był…ten chłopak z dyskoteki, który gadał z Anią. Pojechali chyba nad jezioro. Zauważyłam też motor Łukasza. Jakoś nie mogłam spojrzeć mu w oczy. Popatrzyłam na niego zza zasłonki w holu. Z ogródka dochodziły mnie krzyki chłopaków i moich sióstr. Może ja też powinnam się odprężyć. Przebrałam się w kostium kąpielowy i poszłam do basenu. Artur gdzieś zniknął, pewnie poszedł do jakiejś dziewczyny.

Siedziałam w tym basenie chyba z godzinę. To przez Artura, bo…(nadal trudno mi w to uwierzyć)przyprowadził ze sobą Łukasza. Po co? Bo mój brat czasami nie myśli. Siedział z nim w kuchni i o czymś gadali. Po pół godziny wyszli z domu. Nie wiedziałam czy jeszcze wrócą. Wyskoczyłam z tego basenu i pobiegłam na górę, po schodach przemknęłam jak burza szybko się wytarłam i ubrałam. Wzięłam książkę i trochę poczytałam, do póki do pokoju nie wszedł Artur.
- Przygotuj się na dzisiaj wieczór, będziemy mieli gościa.
- Kogo?
- Łukasza.
Szczęka mi opadła, jak on mógł mi to zrobić. Wycofał się z pokoju i zaczął schodzić po schodach. Ruszyłam za nim.
- Ale…ale czemu? Po co?
- Trzeba go przedstawić tacie, żeby potem nie miał wątów, że nie przedstawiłem mu twojego korepetytora.
- Nie pomyślałeś, że tata będzie zadawał mu bezmózgie pytania i jak będzie dawał wykład, że nie wolno mnie ruszyć? Widać, że nie.
Byłam na niego wściekła, miałam ochotę go rozszarpać.
- Pomyślałem i go przygotowałem na najbardziej głupie pytania. Lepiej będzie, jeżeli będziesz się ze wszystkim ze mną zgadzać przy kolacji.
- Ale…
Nie dokończyłam, bo zamknął mi drzwi przed nosem. Mój brat. Kopnęłam te przeklęte drzwi.
- Nie kop moich drzwi szajbusie.
- Palant do kwadratu!
- Córka! Do kogo ty się tak odzywasz.
Wpadłam. Super! Jeszcze przyszła mama, pięknie. Wszyscy będą widzieć jak tata kopie mi grób. Czasem zastanawiam się czy nie wyskoczyć przez okno.
No i nadszedł czas mojego zgonu. Mama urządziła większą ucztę niż na moje urodziny, no prawie. Łukasz siedział naprzeciwko mojego taty, który co chwilę na niego spoglądał. Zawsze myślałam, że przestępcy jedzą mięso w dużych ilościach, a Łukasz powiedział mamie, kiedy częstowała go skrzydełkami, że jest wegetarianinem. Co dziwnego cały czas się uśmiechał. Usłyszałam głos taty, za chwilę zacznie się udręka.
- A więc synu…


Reszta mojego rodzeństwa podniosła się jak na komendę i stwierdzili, że się najedli. Chyba chcieli uniknąć wstydu. Przy stole siedziałam tylko ja, tata, Artur i Łukasz.
- …masz jakieś tatuaże?
- Tak. Jeden. Na łopatce.
Z każdym słowem zsuwałam się pod stół. Padały coraz głupsze pytania, aż nie chce mi się ich pisać, ale ostatnie było najgłupsze. Piłam wtedy colę.
- Czy czujesz pociąg seksualny do mojej córki?
Wszystko, co miałam w ustach wyplułam i zakrztusiłam się. Co za bezmózgie pytanie, no totalnie. Gorszego chyba nie ma. Wstałam od stołu i poszłam do kuchni. Nawet nie usłyszał odpowiedzi. Myślałam, że zwymiotuję. Nalałam sobie kranówy i wypiłam jednym haustem. Dobiegł mnie głos Artura.
- Co ci się stało?
- Wpadam do grobu wykopanego przez pytania mojego ojca. Takie pytanie przyszło Ci do głowy?
- Szczerze mówiąc to szczęka mi opadła, ale Łukasz się nie zdziwił za bardzo i chyba mu odpowiedział. Nie słyszałem odpowiedzi tylko krótki śmiech Łukasza, a potem taty, więc chyba wszystko w porządku.
- Zwymiotuję zaraz. Idę wyskoczyć z okna.
Przechodząc przez jadalnię spojrzałam przelotnie na Łukasza. Nie wydawał się urażony ani zdziwiony pytaniami taty. Odniosłam takie wrażenie, że dobrze się bawi w towarzystwie zatroskanego tatusia. Miałam zamiar wejść na górę, ale zatrzymał mnie głos ojca.
- Gdzie się wybierasz? Nie porozmawiasz z nami?
- Źle się czuję.
- Siadaj.
O nie. Usiadłam, dostałabym szlaban jakbym poszła na górę. Gapiłam się w talerz.
- Od jutra będziesz się uczyła angielskiego…
- Ale…
- Żadnych, ale. Uzgodniłem to z tym chłopcem, że będzie udzielał Ci jeszcze lekcji z matematyki.
- Co?!
Nie no ja nie mogę, wykituje przed dwudziestką jak nie osiemnastką. Kontynuowałam.
- Oceny z matematyki miałam dobre nie moja wina, że nauczycielka się na mnie uwzięła. A to, że dostałam jedną trójkę nie znaczy, że nie umiem matematyki. Może załatwisz mi kogoś od geografii za tą dwójkę z kartkówki?
- Dobra myśl.

Mama zebrała talerze i zabrała tatę do kuchni. Walnęłam głową o stół najmocniej jak mogłam najwyżej będę miała siniaka. Słyszałam mój oddech. Uderzałam jeszcze chwilę głową o stół. Nie miałam siły się ruszyć ze zdenerwowania.
- Mogę mówić na Ciebie Arleta, a nie Arletta.
- Taa.
Przeciągałam każde słowo. Czułam jak spadam w przepaść bez końca, lecę i lecę. Może kiedyś spadnę i się nie obudzę.
- Nie łam się. Przecież nie musisz się uczyć. Nawet nie musisz się do mnie odzywać.
- Spoko.
- Wydaję mi się, że twój tata wyolbrzymia całą sprawę. Za tróje z matmy nie powinnaś chodzić na korki. Dlatego matę Ci odpuszczę.
Miałam wrażenie, że się uśmiecha. Bardzo śmieszne. Teraz to mnie naprawdę zemdliło. Jakby tego było mało skaleczyłam się w czoło nawet nie wiem jak. Podniosłam głowę.
- Krwawisz.
- Wiem. Muszę do łazienki.
Pobiegłam na górę. Wpadłam do łazienki(nie zamknęłam nawet drzwi). Miałam rację zwymiotowałam. Czułam się jak skopany pies. Ustałam przed lustrem, rysa na moim czole miała z pięć centymetrów. Opłukałam twarz wodą, nie wiem, czemu, ale lubię jak woda spływa mi po twarzy. Delikatnie obmyłam ranę. Ktoś wszedł do mojego pokoju. Odczułam to. Wyjrzałam przez drzwi to był Łukasz. Prawdo podobnie zapomniał, że to moje terytorium i rzeczy też są moje. Jakby gitara była jego, zaczął coś na niej grać. Po sekundzie zaczął ją nastrajać(miałam to zrobić tydzień temu). Potem zaczął coś tam brzdąkać. Ładne dźwięki wychodziły spod jego ręki, tzn. strun. Odchrząknęłam na tyle głośno, aby mnie usłyszał.
- Sorki zapomniałem, że to twoje.
- Zauważyłam.
- Ja już lepiej pójdę.
Zmierzał ku wyjściu.
- Poczekaj.- ściszyłam głos- Za co masz tego kuratora?
Uśmiechnął się i pokiwał głową. Odczytałam to „nie ważne”. Wyszedł. Zamknęłam drzwi, wzięłam długą kąpiel, po czym się położyłam. Gapiłam się w sufit. Zastanawiałam się jak by to było gdybym miała wyluzowanego ojca i nie miała takiej ilości rodzeństwa. Wydaje mi się, że już o niczym nie myślałam. Zasnęłam.