Wciąż żyję...


Eleonora 2011-04-05

Obrazek:wiadomosci24.pl

Świeciło słońce, przyjemnie grzejąc jego skórę. Niebo spowiły chmury, odczytał to za znak. Wziął głęboki wdech, jak mu się wydawało ostatni w swoim życiu i zwyczajnie przechylił się przez barierkę. Nie czuł strachu, chciał to zrobić, czuł jedynie ulgę. Uśmiechnął się i uderzył o zimną taflę wody.

***

Usiadł nagle na łóżku wciągając łapczywie powietrze. Znajdował się w salce szpitalnej. Rozejrzał się szybko, przy jednej ze ścian spała dziewczyna. Jej widok zaparł mu dech w piersiach. Nigdy nie widział tak pięknej dziewczyny. Siedział i po prostu się na nią gapił. Dziewczyna jakby czuła, że ją obserwuje, otworzyła szybko oczy i patrzyła trzeźwo na chłopaka. Jej oczy…widział tylko złotozielone tęczówki.
- Jestem w niebie?- zapytał jak idiota i tak się poczuł. Czuł, że policzki nieznacznie mu się rumienią,
Dziewczyna milczała przez chwilę po czym odezwała się jednocześnie ostrym i gładkim głosem. Paradoksalne, pomyślał.
- Nie jesteś w niebie. Jesteś popierzonym nastolatkiem, który chciał się zabić.
- Nic mnie tu nie trzymało…
- Zmieniło się coś? Lecąc z mostu doznałeś olśnienia?- te słowa niemalże wywarczała.
- Nie. Nie widziałem powodu by żyć, w sumie nadal go nie widzę.
Dziewczyna zwinnym ruchem znalazła się przy jego łóżku, pochyliła się nad nim, w efekcie czego musiał się położyć. Przewiercała jego błękitne oczy swoimi. Czuł jej gorący oddech na szyi, biło od niej dziwne gorąco. Czuł drżenie jej ciała, warknęła cicho i wyszła pospiesznie z pomieszczenia. Zza chmur wyłonił się księżyc w pełni, który oświetlał wszystko dookoła. Zasnął, zastanawiając się, dlaczego żyje.

***

Rankiem został wypuszczony ze szpitala. Był sierotą, nie miał w sumie nikogo kto mógłby zadzwonić i zapytać jak się miewa. Praktycznie to nie miał domu. Imał się najróżniejszych prac i robót domowych, aby cokolwiek zarobić. Musiał sobie jakoś radzić. Dzisiaj pogoda była gorsza. Wetknął ręce w kieszenie skórzanej kurtki, zgarbił się i ruszył przed siebie. Jako dziecko ulicy poznał praktycznie wszystkie zakamarki tego miasta. Szedł chodnikiem, oglądał każdą twarz. Nikt go nie widział, każdy był pogrążony we własnych myślach i problemach. Każdy się spieszył, nikt nie zatrzymał przy bezdomnym człowieku, który rozcierał sobie ramiona. Zatrzymał się przy mężczyźnie i patrzył na niego z góry, po czym usiadł obok niego.
- Trapi cię coś chłopcze?- odezwał się mężczyzna.
Miał długą, brudną brodę, siwiejące włosy, przynajmniej takie wydały się chłopakowi. Spojrzenie miał mądre i wskazujące na straszne przeżycia mężczyzny.
- Życie, proszę pana.- odpowiedział, wpatrując się w przejeżdżające samochody.
- Ile masz lat chłopcze?
- Dwadzieścia. Jestem sierotą, która wczoraj obudziła się w szpitalu po próbie samobójstwa.
- Życie jest zbyt piękne, by odchodzić z tego świata przedwcześnie. Kochałeś kogoś? Są ludzie, którzy cię kochają?
- Nie. Odkąd pamiętam jestem sam bez nikogo. Dlaczego pan tak siedzi?
- A wiesz synu…nie potrafiłem dobrze wykorzystać swojej szansy.
- Może nie jest jeszcze za późno?
Starzec zaśmiał się ochrypłym głosem.
- Spójrz na mnie, synu. Wyglądam okropnie, odpycham sobą każdego, kto tędy przechodzi. Gdybyś był jednym z tych bogaczy, spojrzałbyś na kogoś mojego pokroju?
- Pan jest tak samo równy jak ja. Jeżeli coś panu zaoferuję, przystanie pan na tą propozycję?
- Synu, musisz wiedzieć, nikogo nie zabiję.
- Hahaha- zaśmiał się, a w jego śmiechu dało się dostrzec szczyptę rozbawienia.- Nie, proszę po prostu ze mną iść.
- Gdzie?
- Do mnie. Nie mam dużego domu, to nawet nie mieszkanie. Da się tam mieszkać, nie jest drogo.
- Ale…chłopcze. Nie mam pieniędzy by cokolwiek teraz płacić.
- Nie szkodzi. Ma pan wybór, ale proszę chociaż spróbować.
Podał mu rękę, mężczyzna wstał z jego pomocą i ruszył ramię w ramię z młodym chłopakiem. Tym razem każdy na niego patrzył. W niektórych oczach widział jawną pogardę dla jego osoby. Minął pewną kobietę, która, gdy ujrzała ich razem, uśmiechnęła się do obydwojga.
- Witam panią, pani Luizo- powiedział mężczyzna i ukłonił się delikatnie w stronę kobiety.
- Witaj Stasiu.
Gdy kobieta się oddaliła, chłopak prawie potrząsnął swoim nowym znajomym.
- Kim ona jest?
- Pracuje w sklepie, pod którym siedziałem.

***

Weszli po starych schodach do starej rudery.
- Widok nie jest przyjemny, ale starałem się, aby wewnątrz było wszystko w porządku. Proszę- wpuścił przed sobą mężczyznę- Proszę się czuć swobodnie w tych czterech ścianach. Tamte drzwi prowadzą do łazienki, niestety, nie mam zbyt wiele miejsca.
- Nie masz ani telewizora, komputera, telefonu…
- Nie stać mnie po prostu na takie luksusy- posłał mężczyźnie smutny uśmiech.- Do jakiegoś funkcjonowania starcza mi to, co mam. Mam do pana zaufanie. Może zabrzmieć to dość obraźliwie, ale proszę mnie nie okraść jak typowy śmieć. Nie mam zbyt wiele, jak pan widzi, ale nie chcę mieć jeszcze mniej.
- Przykro mi, że pomyślałeś, że mogę zrobić coś takiego dobremu człowiekowi. Wiem, że wyglądam jak złodziej, ale niczego w życiu nie ukradłem. Czemu to robisz?
Chłopak dumał chwilę nad odpowiedzią, zaczęło padać, deszcz dudnił o zardzewiały parapet.
- Chciałbym coś zmienić w innym życiu, skoro jednak kazano mi żyć.
- Dziękuję.
- Jeszcze nie nadszedł czas na podziękowania. Dobrze, proszę się iść wykąpać, nie jest zbyt dużo ciepłej wody, proszę się nie martwić, gdy zużyje pan całą. Przywykłem do ziemnej. W szafce nad zlewem znajdzie pan nową golarkę i takie tam bzdety. Proszę doprowadzić się do porządku, ja pójdę po coś do jedzenia.
Wyszedł ,zamykając mężczyznę w pomieszczeniu. Zapiął się pod samą szyję­­­­. Ruszył w mrok popołudnia. Deszcz smagał jego twarz, wszedł do najbliższego sklepu. Wziął kilka rzeczy z myślą o swym nowym lokatorze. Kasjerka przyglądała mu się z uwagą. Podszedł do kasy. Obserwował cenę, która zwiększała się z każdym kolejnym produktem. Sapnął, gdy zobaczył wynik końcowy. Wyciągnął swój stary czarny portfel. Było jasne, że nie zapłaci za wszystko, myślał, że zacznie krzyczeć ze złości.
- Przepraszam, mam za mało pieniędzy, mogłaby pani jakoś…żebym kupił tylko połowę?
Kobieta spojrzała mu w oczy. Poczuł, że ktoś za nim staje. Spojrzał nieznacznie w stronę człowieka. To była dziewczyna ze szpitala. Usłyszał, jak kobieta coś jeszcze dolicza. Gdy spojrzał na nią, zauważył torbę pełną jedzenia.
- Ale proszę pani, ja…
- Cii. Idź już chłopcze- uśmiechnęła się do niego i wręczyła torbę z zakupami.
- Dziękuję! – pochylił się nad ladą i cmoknął kobietę w policzek.
Był uszczęśliwyiony tym niewielkim gestem, więc nie zwrócił uwagi na dziewczynę. Pobiegł do swojej rudery. Wbiegł po schodach, gdy przekroczył próg stanął jak wryty.
- O mój Boże- powiedział. – Pan …ooo.
- Wyglądam jak człowiek, przynajmniej teraz.
- Nie uwierzy pan. Kobieta w sklepie zapłaciła za to wszystko ze swojej kieszeni. Nie chciała…Jestem w szoku.
- Nie każdy jest bezduszny.

Dużo śmiał się tego wieczoru. Gdy zakończyli posiłek, mężczyzna zaczął zmywać naczynia, a chłopak przygotował spanie dla swojego współlokatora.