Droga do szczęścia


Dorota Neclaw 2012-10-10


Był dopiero wczesny ranek, a mrok otulał las tak, jak to zazwyczaj
jest nocą. Ona stała bezczynnie przy drzewach, nie wiedząc jak się
zachować. Każdą swoją myśl dokładnie analizowała, jakby od tego
zależało całe jej dalsze życie. Tak naprawdę jedno, czego najbardziej
pragnęła, to szczęście. Te zwykłe,a jednak jedyne w swoim rodzaju
szczęście. Wiedziała, że jeśli zdoła przejść na drugą stronę, zacznie
wszystko od nowa. Tak bardzo tego chciała. Nie mogła znieść pustki,
jaka przepełniała jej duszę. Postanowiła zrobić pierwszy krok.
Niepewnym ruchem podniosła prawą nogę, ruszyła do przodu. Mimo
ogromnych chęci i świadomości, że po drugiej stronie czeka na nią
szczęście to nadal nieśmiało wykonywała kolejne ruchy. Szła przed
siebie, słysząc szeleszczące liście i gałęzie łamiące się pod jej
ciężarem. Co chwilę otrzepywała się z pajęczyny, bądź odgarniała
krzaki rękoma, by lepiej wszystko widzieć. Zatrzymała się i obejrzała
za siebie, jakby czuła, że ktoś ją obserwuje. Jednak nikogo tam nie
było. Tylko ona, drzewa i cisza. Czasem tylko słychać było rozmowy
ptaków, które jako jedyne dawały temu miejscu urok. Stała pośrodku
lasu, jakby zmęczyła się po długiej i wyczerpującej podróży i chciała
wreszcie odpocząć. Nie na długo. Ruszyła ponownie przed siebie, jakby
z większym zapałem. Nie patrzyła na przeszkody. Dumnie i dzielnie
kroczyła w stronę północy. Bez mapy, kompasu, bez czegokolwiek, co
pomogłoby jej znaleźć odpowiedni kierunek i drogę. Kierowała się
intuicją. Coś w głębi duszy, czego sama nie umiała określić
podpowiadało jej, w którą stronę ma iść. Dwa drzewa splotły swoje
gałęzie tworząc jedną, którą próbowała rozdzielić. W miejscu, gdzie
teraz stała było ciemniej niż wcześniej. Męczyła się, by rozdzielić
boczne pędy drzewa. Udało się. Powoli, niepewnym znów ruchem odchyliła
obydwie gałęzie.
Pojawiło się światło. Promienie słoneczne oślepiły
jej wzrok. Zasłoniła oczy rękoma, chcąc schować się przed jasnym
błyskiem. Po chwili jakby się ocknęła i zdała sobie sprawę z tego, że
nie może zachowywać się, jak wampir uciekający przed światłem.
Przetarła oczy, jak zmęczony niemowlak, który przez cały czas śpi.
Powoli podniosła powieki. Jej źrenice gwałtownie się rozszerzyły.
Przed nią stał chłopak. Ten, z którym zawsze chciała się spotkać.
Którego zawsze chciała zobaczyć. Przez cały czas było to niemożliwe.
Do dziś, kiedy zrozumiała, co jest definicją jej szczęścia. Osoba
stojąca teraz naprzeciwko niej uśmiechała się szczerze. Dziewczyna
odwzajemniła uśmiech, po czym rzuciła się na szyję chłopakowi.
Wreszcie mogła mówić, że złapała szczęście i trzyma je na tyle mocno,
by nie pozwolić mu uciec.